17 marca w Australii rozpocznie się kolejny sezon Formuły 1, do której po ośmiu latach powrócił Robert Kubica. Polski kierowca weźmie udział w samochodowym “wyścigu zbrojeń”. Skonstruowanie bolidu F1 kosztuje nawet 100 mln dolarów, które dzięki ogromnym możliwościom technicznym rozpędzają się od 0 do 100 km/h w zaledwie 4 sekundy, aby ponownie się zatrzymać.
Polski kierowca średnio wydaje na zakup paliwa około 3600 zł rocznie. Tymczasem zespoły Formuły 1 w ciągu roku na ten cel przeznaczają około 1,9 mln zł. Zawodnicy F1 muszą być również o wiele lepiej przygotowani fizycznie niż przeciętni użytkownicy samochodów. Porównaliśmy możliwości techniczne, koszty zakupu pojazdów, zużycia benzyny i opon w bolidach F1 oraz w przeciętnych samochodach, a także ceny biletów na tegoroczne wyścigi Grand Prix.
Bolid jak prom kosmiczny
Formuła 1 to w dużej mierze gra zespołowa. Oprócz kierowców, w ekipie znajdują się także analitycy, trenerzy, mechanicy i konstruktorzy, którzy nieustannie modyfikują ustawienia bolidów. Od samego początku “wyścig zbrojeń” jest nieodłącznym elementem Grand Prix. W F1 startują najbardziej zaawansowane technologicznie samochody wyścigowe na świecie. Precyzja z jaką zostały skonstruowane może się równać budowie promów kosmicznych. Współczesne bolidy składają się z ponad 80 tysięcy komponentów i wypełnione są niezwykle dokładnymi urządzeniami pomiarowymi, a przeciętna maszyna kosztuje ponad 7 mln dolarów.
Bolidy Formuły 1 potrzebują zaledwie 4 sekund, żeby rozpędzić się do prędkości 100km/h, a następnie zatrzymać się. Takie osiągi to zasługa m.in. potężnych silników z turbosprężarką, aerodynamicznego kształtu, oraz prawie niezniszczalnych hamulców. Podczas wyścigu pojazd musi zwolnić na zakręcie, a u jego szczytu jak najszybciej ponownie nabrać prędkości. Udaje się to dzięki silnikom turboładowanym, które mogą wygenerować dwa razy więcej obrotów na minutę niż przeciętny samochód (współczesne bolidy mogą osiągać nawet 20 tys. obrotów, ale ich możliwości nie są wykorzystywane w 100% ze względów regulaminowych i zbyt duże zużycie paliwa). Można sobie jednak wyobrazić, jak szybko zużywają się benzyna i części bolidu.
Przeciętny kierowca vs. kierowca bolidu F1
Wielu kibicom wydaje się, że aby poprowadzić bolid Formuły 1, wystarczy wsiąść za kierownicę i wcisnąć pedał gazu. Nic bardziej mylnego. Technika jazdy takim pojazdem, a także jego obsługa w znacznym stopniu różni się od kierowania przeciętnym samochodem. Przede wszystkim współczesne bolidy charakteryzuje ogromna moc silnika przy stosunkowo niewielkiej masie. Dla porównania, najmocniejszy silnik Volkswagena Passata CC z 2011 roku ma moc 220 km, a jego masa przy minimalnym obciążeniu to prawie 2 tony. Tymczasem bolid F1 jest ponad dwa razy lżejszy, a jego silnik może mieć moc ponad 750 km.
Przy takich osiągach technicznych obu pojazdów zachodzą również duże różnice w zużyciu paliwa i eksploatacji części. Każdy zespół F1 wydaje rocznie na benzynę około 500 tys. dolarów (1,9 mln zł). Dla zwykłego użytkownika samochodu jest to suma niewyobrażalna: przeciętny Polak wydaje na zakup paliwa ok. 3600 zł rocznie.
Wrażenie może robić też częstotliwość wymiany opon. Podczas gdy w samochodzie osobowym wymieniamy je po przejechaniu maksymalnie 100 tys. km, to w bolidach trzeba to zrobić już po 120 km. Nic dziwnego, bo ciągu tylko jednego wyścigu opony zmniejszają swoją wagę o pół kilograma, a tarcze hamulcowe wykonuje się z włókna węglowego, żeby mogły wytrzymać temperaturę 1000 stopni Celsjusza, do której rozgrzewają się podczas hamowania. Dawniej po każdym wyścigu wymieniano też całe silniki. Dziś jest to zakazane i wymiany można dokonać dopiero po trzech Grand Prix.
Nadludzki wysiłek kierowców F1
Udział w prestiżowych zawodach Grand Prix zarezerwowany jest dla nielicznych ze względu na ogromne koszty, a także predyspozycje fizyczne kierowców. W ciągu jednego sezonu zespoły F1 wydają około 250 mln dolarów. Wlicza się w to zakup i utrzymanie bolidów, wpisowe, transport pojazdów, a także niebotyczne pensje dla zawodników. Jest to jeden z najdroższych sportów świata, nic dziwnego więc że selekcja wśród kierowców również jest ogromna.
Żeby wystartować w F1 kierowcy muszą mieć wyjątkowe predyspozycje i nieustannie utrzymywać doskonałą kondycję fizyczną. Bardzo ważna jest waga. Każdy zbędny kilogram to dodatkowe milisekundy, które mogą zaważyć na zwycięstwie. Właśnie dlatego kierowcy Formuły 1 zwykle są tacy niscy. W tym wypadku dużym wyjątkiem jest Robert Kubica, który ma aż 184 cm wzrostu i w trakcie swojej kariery musiał ciężko pracować nad utrzymaniem prawidłowej sylwetki.
W podobnej sytuacji znalazł się też inny kierowca, David Coulthard. W swojej autobiografii wyjawił, że na początku kariery zmagał się z zaburzeniami odżywiania. Jeszcze w młodości, osiągał gorsze wyniki na torze, ponieważ był wyższy od swoich kolegów. Żeby pozbyć się tej nadwyżki zaczął wywoływać u siebie wymioty, co odbiło się na jego zdrowiu.
Także występujące podczas jazdy przeciążenia stanowią ogromne obciążenie dla organizmu. Właśnie dlatego zawodnicy dbają o rozbudowanie górnych części ciała, a w szczególności mięśni szyi. Są one odpowiedzialne za utrzymanie głowy, której ciężar drastycznie zwiększa się podczas nagłego hamowania i przyspieszania. Przeciążenia, których kierowcy doświadczają podczas wyścigu mogłyby powodować m.in. przemieszczanie się mózgu w czaszce, a także zaburzenia krążenia krwi. To z kolei mogłoby doprowadzić do niedokrwienia mózgu, a następnie omdleń. Obciążenie organizmu jest tak wielkie, że podczas jednego wyścigu kierowca może stracić nawet 4 kg wagi. Tylko wieloletni trening może przygotować ich do takiego wysiłku.
Trzeba również pamiętać, że przy tak ogromnych prędkościach występuje tzw. znaczne zawężenie pola widzenia. Jest ono kilkadziesiąt razy większe niż w przypadku jazdy zwykłym samochodem. Kierowca bolidu musi wykazać się więc niebywałym refleksem. Podczas gdy przeciętnemu człowiekowi spojrzenie w lusterko i rozpoznanie obiektu zajmuje 0,5 sekundy, kierowcy F1 wystarczy 0,1 sekundy.
Robert Kubica – urodzony mistrz
Tegoroczny sezon jest szczególnie ważny dla polskich kibiców, ponieważ za kierownicą po 8 latach przerwy usiądzie Robert Kubica – pierwszy w historii Polak, który wziął udział w mistrzostwach F1 i wygrał jeden z wyścigów Grand Prix. Swoją karierę w Formule 1 zaczął w 2006 roku. W trakcie sezonu zastąpił na stanowisku kierowcy Jacquesa Villeneuve'a, byłego mistrza świata. Już trzeci wyścig przyniósł mu pierwszy sukces - Polak stanął na podium podczas Grand Prix Włoch. Największe zwycięstwo odniósł jednak dwa lata później, zajmując pierwsze miejsce podczas Grand Prix Kanady, a w ciągu swojej krótkiej kariery stanął na podium aż 12 razy.
Nie zawsze jednak wszystko szło po jego myśli. W 2007 roku, podczas Grand Prix Kanady w Montrealu Kubica zderzył się z bolidem Jarno Trulliego, a następnie uderzył w betonową ścianę z prędkością 230 km/h. Wtedy skończyło się na wstrząśnieniu mózgu i skręconej kostce. Chociaż młody kierowca niewątpliwie przeżył szok, to szybko wrócił do F1.
Jego karierę zakończył jednak inny tragiczny wypadek, który wydarzył się podczas jednego z rajdów samochodowych, w których Kubica brał udział w przerwach między sezonami Formuły 1. W 2011 roku w trakcie rajdu Ronde di Andora, pojazd Kubicy wypadł z trasy i wpadł na metalową barierkę, która przebiła auto na wylot, poważnie raniąc kierowcę. Kubica otarł się o śmierć i prawie stracił rękę. Pomimo długiej rehabilitacji Kubica do dziś nie odzyskał pełnej sprawności, ale polski kierowca i tak postanowił wrócić do Formuły 1. Twierdzi, że niepełnosprawność sprawia mu problemy w życiu prywatnym, ale nie będzie problemem za kierownicą. Fani są pod wrażeniem jego determinacji, a media mówią o jego powrocie jako o jednym z największych „comebacków” w historii sportu.
W nadchodzącym sezonie polski kierowca będzie reprezentował zespół Williams Mercedes. Nie jest to zespół typowany na pretendenta do zwycięstwa w klasyfikacji generalnej mistrzostw świata, a bukmacherzy nie dają mu szans, umieszczając na szarym końcu stawki. Jednak z drugiej strony w 2008 roku również nikt nie spodziewał się zwycięstwa Kubicy.
Byle szybciej, byle bezpieczniej
13 maja 1950 roku na torze Silverstone w Wielkiej Brytanii odbył się pierwszy wyścig mistrzostw świata Formuły 1. Zawody odbywały się tylko na siedmiu torach, a do rywalizacji stanęło osiemnaście zespołów. Ówczesna F1 w znacznym stopniu różniła się od współczesnych zmagań. Dużo mniej dbano o bezpieczeństwo.
Konstruktorzy dawnych bolidów na pierwszym miejscu stawiali na osiągi techniczne pojazdów, zapominając o odpowiednim zabezpieczeniu kierowców. Tory wyścigowe były również dużo gorzej przygotowane, więc wypadki zdarzały się dość często. W XX wieku podczas wyścigów i treningów zginęło aż 48 kierowców. Tymczasem ostatnie dwie dekady przyniosły już tylko 5 śmiertelnych wypadków.
W efekcie późniejsza historia F1 to nieustanny konflikt konstruktorów bolidów i organizatorów wyścigów. Pierwsi chcieliby, żeby pojazdy były jak najszybsze, drudzy zaś muszą dbać o bezpieczeństwo kierowców i wyrównać szanse zespołów. W 2013 roku wprowadzono przepisy regulujące położenie tzw. nosa, czyli przedniego skrzydła pojazdu. Przedtem umieszczano je wyżej, żeby osiągnąć większy przepływ powietrza pod pojazdem, a co za tym idzie, większą prędkość. Mankamentem takiego rozwiązania była podatność bolidów na unoszenie się. W 2010 roku, podczas Grand Prix Europy bolid Marka Webbera pod zderzeniu z innym pojazdem wyleciał w powietrze jak samolot z papieru. W związku z tym dziś nosy bolidów nie mogą znajdować się wyżej niż 18 cm nad ziemią, a bolidy lepiej trzymają się trasy.
Formuła 1 to światowy spektakl
Ekstremalne prędkości, nowinki techniczne, a także nadludzkie możliwości kierowców - wszystko to sprawia, że wyścigi Grand Prix to najbardziej prestiżowe zawody motoryzacyjne na świecie. Formuła 1 jest tak popularna, że według jej organizatorów w 2018 roku zmagania bolidów obejrzało na żywo więcej osób, niż mistrzostwa świata w piłce nożnej. Podczas gdy na mundial w Rosji pojechało ok. 3 mln kibiców, to wyścigi Grand Prix zobaczyło ponad 4 mln widzów.
Ceny biletów podczas wyścigów F1 zależą głównie od lokalizacji trybuny na torze. Najtańsze są miejsca stojące, które zdobędziemy już za kilkaset złotych. Najwięcej trzeba zapłacić za widok na prostą startową i na stanowiska obsługi technicznej. Bilety w takich sektorach kosztują nawet 7 tys. złotych. Wybierając miejsce warto sprawdzić, czy znajduje się ono blisko telebimu, bo to właśnie na nich można zobaczyć cały wyścig.
Ceny wejściówek różnią się także w zależności od toru, na jakim rozgrywane są wyścigi. W tym roku najtańsze bilety za 100-200 zł można kupić w Belgii, Australii, Kanadzie Monako czy Wielkiej Brytanii. Za to na wyścig w Zjednoczonych Emiratach Arabskich albo w Meksyku musimy przygotować już przynajmniej tysiąc złotych. Najbardziej zapaleni fani mogą również pokusić się o specjalne pakiety, dzięki którym będą mogli zobaczyć również treningi i kwalifikacje, a nawet razem z wycieczką przejść się po padoku. W 2019 roku ceny biletów na poszczególne Grand Prix według serwisu grandprixevents.com będą wynosić:
- GP Australii – 200-1800 zł,
- GP Bahrajnu – 600-1500 zł,
- GP Chin – 300-1700 zł,
- GP Azerbejdżanu – 700-2600 zł,
- GP Hiszpanii – 300-1900 zł,
- GP Monako – 200-7000 zł,
- GP Kanady – 200-2600 zł,
- GP Francji – 800-2500 zł,
- GP Austrii – 400-2300 zł,
- GP Wlk. Brytanii – 200-3000 zł,
- GP Niemiec – 700-2400 zł,
- GP Węgier – 400-2100 zł,
- GP Belgii – 100-2500 zł,
- GP Włoch – 300-3000 zł,
- GP Singapuru – 400-6000 zł,
- GP Rosji – 600-2300 zł,
- GP Japonii – 400-3000 zł,
- GP Meksyku – 1000-5700 zł,
- GP Stanów Zjednoczonych – 400-5600 zł,
- GP Brazylii – 800-3800 zł,
- GP Zjednoczonych Emiratów Arabskich – 1000-2500 zł.
Oczywiście nie każdy ma okazję zobaczyć rozgrywki na żywo. Podobnie, jak w zeszłym roku w Polsce transmisję z kolejnych Grand Prix fani będą mogli zobaczyć na kanale Eleven Sports. Według danych tej stacji, w zeszłym roku średnia oglądalność wyniosła 152 480 widzów. W tym roku można spodziewać się jednak dużo większej widowni ze względu na powrót Roberta Kubicy.
Jak dobrać ubezpieczenie turystyczne na GP F1?
Tak, jak podczas każdego innego wyjazdu, udając się na jeden z wyścigów F1 warto pamiętać o ubezpieczeniu. Wybierając polisę zwróćmy przede wszystkim uwagę na rekomendowaną sumę gwarantowaną kosztów leczenia. Chociaż wiele torów znajduje się w Europie, część GP odbywa się także w Azji, Ameryce Północnej czy Australii. Warto wziąć to pod uwagę szukając odpowiedniego ubezpieczenia turystycznego.
Należy pamiętać, że rekomendowane sumy gwarantowane kosztów leczenia różnią się, w zależności od tego, w jakim kraju rozgrywany jest wyścig. Na terenie Unii Europejskiej ta kwota powinna wynosić co najmniej 30 tys. euro. Poza Starym Kontynentem warto wykupić polisę z sumą gwarantowaną w wysokości przynajmniej 60 tys. euro. Pamiętajmy jednak, że takie kraje, jak Japonia, Australia czy USA słyną z bardzo wysokich kosztów leczenia. Zatem jeśli wybieramy się na Grand Prix do jednego z nich, lepiej kupić polisę z sumą gwarantowaną nie mniejszą niż 120 tys. euro.
Ponadto bilety wstępu na tory Formuły 1 nie należą do najtańszych. Może się zdarzyć, że z przyczyn losowych nie będziemy mogli pojawić się na wyścigu. Dlatego warto się zastanowić nad ubezpieczeniem od kosztów biletów.
Co warto wiedzieć?
- Produkcja bolidu F1 kosztuje nawet 100 mln dolarów, a jego wartość wynosi 7-9 mln dolarów.
- Bolid F1 od 0 do 100 km/h rozpędza się w 4 sekundy z wyhamowaniem.
- Zespoły F1 wydają na paliwo około 1,9 mln zł rocznie, a przeciętny polski kierowca 3600 zł.
- W 2019 r. sezon F1 rozpocznie się 17 marca w Australii. Po 8 latach do cyklu GP powraca Robert Kubica.